Dlaczego Schiaparelli nie wylądował?

Miejsce rozbicia lądownika Schiaparelli, fot. NASA / JPL-Caltech / MSSS
Miejsce rozbicia Schiaparelliego
fot. NASA / JPL-Caltech / MSSS

W zeszłym tygodniu pisaliśmy na temat tego, co działo się w okolicach Marsa. 19 października Sonda Trace Gas Orbiter wchodziła na orbitę wokół Czerwonej Planety a na jej powierzchni usiłował wylądować lądownik Schiaparelli. Oba urządzenia stanowiły część misji ExoMars, realizowanej przez Europejską Agencję Kosmiczną (ESA) oraz Federalną Rosyjską Agencję Kosmiczną (Roskosmos).

Sondzie TGO skomplikowany manewr wyhamowania i zajęcia orbity (trwający od 15:05 do 17:24 czasu polskiego, a zatem łącznie 139 minut) udał się bez zarzutu; teraz trwa kalibracja pokładowych instrumentów sondy, która powinna zająć nie więcej, niż 2 następne orbity. Po zakończonej procedurze kalibracji sonda zostanie w przyszłym roku przeprowadzona na orbitę docelową i rozpocznie pomiary atmosfery Marsa, starając się dokładniej określić jej skład chemiczny (w tym szukając metanu) oraz mapując zmiany stanu atmosfery w czasie; tym samym powinna umożliwić zbudowanie bardziej precyzyjnych modeli klimatologicznych.
 

Miejsce katastrofy, fot. NASA / JPL-Caltech / MSSS
     Miejsce katastrofy, fot. NASA / JPL-Caltech / MSSS

Natomiast lądownik Schiaparelli zgodnie z planem wszedł w atmosferę Marsa (ok. 16:42 czasu polskiego)... a następnie kilka rzeczy poszło nie tak. Naukowcy wciąż analizują zebrane dane, lecz wszystko wskazuje na to, że osłona termiczna oraz spadochrony zostały odrzucone zbyt wcześnie (i zarazem na zbyt dużej wysokości). Na to nałożył się problem z silnikami hamującymi, które miały spowolnić opadanie modułu - pracowały one jedynie kilka sekund zamiast planowanych kilkudziesięciu. W efekcie ważący 577 kg lądownik spadł na powierzchnię Marsa z większej wysokości i ze znacznie większą prędkością niż przewidywano. Efekt możemy podziwiać na zdjęciach, które wykonała przelatująca nad tym rejonem sonda Mars Reconnaissance Orbiter (MRO), należąca do NASA: na powierzchni planety pojawił się wyraźny, ciemny obszar o kilkudziesięciumetrowej średnicy. Jest dość prawdopodobne, że to właśnie ślad po uderzeniu (a być może także eksplozji) lądownika. Tym samym znacznie zmalały szanse na przesłanie z niego jakichkolwiek odczytów. A my zaczęliśmy się zastanawiać: czyżby znowu ktoś w zespole misji nie sprawdził i nie przekonwertował jednostek, jak to było w przypadku misji Mars Climate Orbiter w 1999...?